Czechowice - jezioro i hałda
Ścieżka wiary© yoasia
Żeby na niego wejść musiałam się przeczołgać z rower, bo na wysokości moich ramion ciągnęła się zespawana barierka. Na tym moście poczułam się jak Indiana Jones w filmie "Ostatnia krucjata"
kiedy to Indy musi iść niewidzialną ścieżką i wierzyć że się nie zawali...
Udało mi się wykrzesać równie silną wiarę i w końcu dotarłam do Czechowic i to od tej dzikiej strony (na której w ogóle nie byłam ani rowerem, ani inaczej)
Jezioro Czechowskie© yoasia
Objechałam jeziorko, dotarłam na przeciwległy koniec, siadłam na skarpie, podziwiam pływające tuż pod powierzchnią wody rybki (było takie piękne słońce, że widać je było z daleka)
Rybka w Jeziorze Czechowskim© yoasia
i nagle słyszę ryk faceta.
Jezu, jak on klął. Krzyczał na jakiegoś kolego zdaniami, w których 95% to było krwawe mięso. Przez minutę - podziwiam taką inwencję - to nie jest proste, zwłaszcza że były to normalne zdania złożone z podmiotu, orzeczenia i wielu przydawek, no jednak po minucie wysłuchiwania włos mi się ogólnie zjeżył. Zaczęłam się dobrze przyglądać temu pomostowi po drugiej stronie jeziora (zaznaczę, że mam bardzo przyzwoity aparat fotograficzny ;) ) i po 15 minutach oglądania rozczuliłam się bardzo, bo ci niby wulcowaci chłopcy baraszkowali w wodzie naprawdę rozkosznie...
Chłopcy baraszkujący nad wodą© yoasia
Chłopcy baraszkujący nad wodą© yoasia
Chłopcy baraszkujący nad wodą© yoasia
Z trudem oderwałam się od tego widoku, wsiadłam na rower, pojechałam przez las i nieoczekiwanie wjechałam na słynną czechowicką hałdę.
Hałda w Czechowicach© yoasia
2 metry za lewym końcem kadru stał chłopak i opowiadał dziewczynie jak to kiedyś jeździł tutaj z kolegami i rzucił "wiesz, bo ta hałda jest taka, że można jeździć w kółko". Ucieszyłam się, postanowiłam że zrobię sobie przed zawróceniem rundkę honorową i depnęłam.
I trochę mi ta rundka nie wyszła...
Jechałam ścieżką, było OK, dotarłam do "końca",
Hałda w Czechowicach© yoasia
zjechałam, wjechałam na drugą stronę - niestety jakoś taką bezścieżkową. Przeciorałam się przez "łączkę" i trochę żywej hałdy aż w końcu uradowana trafiłam na ścieżkę... Niestety.... W pewnym momencie owa ścieżka skończyła się dość potężnym zjazdem i nagle znalazłam się w środku leśnej miejscowości. Okazało się, na szczęśliwie odnalezionym przystanku autobusowym, że jest to kraniec Przezchlebia. I już wiem jak mogą wyglądać te legendarne puebla zaszyte w dżungli amazońskiej...
Przezchlebie Pętla© yoasia
Wiedziałam już gdzie jestem, więc mogłam się jeszcze powłóczyć po okolicznych polach i wylądowałam w moim porcie "Na rozdrożu" - na gorącej herbacie z sokiem malinowym i talerzu frytek.
Na rozdrożu© yoasia
Uśmiałam się setnie, ponieważ chłopak w białej koszulce bardzo głośno i z dużym zaangażowanie tłumaczył koledze jakiś strasznie skomplikowany projekt na biznes. Nie żebym podsłuchiwała ale nie dało się nie słyszeć. Kolega jakoś nie był przekonany więc tamten wskoczył, na inne wg niego banalne do wykonania pomysły jak robienie hotelom wizytówek z lotu ptaka czy budowanie stron z trójwymiarową wizualizacją hoteli. Gdy jednak znajomy w odpowiedzi rzucił pomysł bardziej prozaiczny - kamerowanie wesel i chrztów - ten się skrzywił, że to ciężkie do wykonania, wyliczył kilka nieprzekraczalnych jego zdaniem przeszkód a potem westchnął "Widzisz, pomysłów jest dużo, tylko my nic nie robimy"...